Więcej znaczy mniej, czyli nie gromadź, ale odrzucaj
Po ponad dwudziestu latach nadrabiania „opóźnień cywilizacyjnych” względem zachodniego wzorca konsumpcyjnego społeczeństwa mamy szansę doświadczenia wielu szkodliwych konsekwencji dokonanej transformacji. Mimo że dla wielu z nas podniósł się standard życia, a tym samym zwiększyła się dostępność luksusowych dóbr i usług, niekoniecznie przełożyło się to na poziom odczuwanego szczęścia i zadowolenia.
Okazuje się nawet, że poziom frustracji, natężenia problemów i kłopotów, z którymi przychodzi nam się borykać, aktualnie osiąga niespotykany wcześniej poziom. Jeśli tylko potrafimy wygospodarować na to czas, zaczynamy się zastanawiać i poszukiwać przyczyn takiego stanu. Ponieważ „upragniony rozwój” trwa, a nawet w zastraszającym tempie przyspiesza, tym trudniejszy do zauważenia staje się paradoks, za którym „kryje się” właściwy kierunek poszukiwania. O istnieniu tegoż paradoksu, a w szczególności jego odniesieniu do psychoterapii, należy niniejszym przypomnieć.
Szczęście za pieniądze?
Wszechobecny w zachodniej cywilizacji i będący jednocześnie jej siłą napędową kult pieniądza powoduje, że poziom satysfakcji z życia i ogólnie rozumianego szczęścia kojarzony jest z poziomem zamożności. Pieniądze – oprócz tego, że zapewniają niezbędny dla życia poziom bezpieczeństwa, czyli pozwalają zapłacić za pożywienie i dach nad głową – oferują o wiele więcej. Jeśli tylko są dostępne, nie pozwalają zatrzymać się na tym, co niezbędne, ale oferują pozorną wolność i otwierają, wydawałoby się, niczym nie ograniczone horyzonty, otwarte na naszą chęć poznania i poszukiwania. Skoro takie możliwości się pojawiają, trudno z nich nie korzystać, prawda? Tym bardziej, że na każdym kroku i w każdym momencie jesteśmy bombardowani kreowanymi dla nas potrzebami i ofertami. Ponieważ zaangażowany jest w to ogromny przemysł psychomanipulacji, niezwykle trudno oprzeć się wrażeniu, że rzeczywiście będziemy czuć się lepiej z głową umytą nowym szamponem, w nowym ubraniu, w szybszych butach, na nowej i – rzecz jasna – wygodniejszej kanapie, w nowym samochodzie, mieszkaniu, w domu za miastem, z nowym małżonkiem, najlepiej razem na egzotycznej wyprawie last minute. W związku z tym nasze poszukiwania szczęścia czy spełnienia bardzo często wiążą się z chęcią próbowania nowych wrażeń, rzeczy, poznawania nowych osób. Wspólną cechą wszystkich tych działań jest nakierowanie na zewnątrz. Szukamy szczęścia i spełnienia poza nami samymi – w świecie potrzeb i pragnień wykreowanym dla nas przez ogarnięty chęcią zysku przemysł. Jednakże ciągłe poszukiwanie i próbowanie na zewnątrz, nie przynosi na dłuższą metę niczego prócz zmęczenia. W krótkiej perspektywie doświadczamy – oczywiście – różnych uniesień, czy to widokiem nowego krajobrazu, poznaniem nowej osoby, czy w wyniku obcowania z wyrafinowaną techniką. Uniesienie jednak przechodzi, a zamiast niego pojawia się zmęczenie. Trzeba wówczas odpocząć (dopóki jeszcze się to udaje) i – cóż – poszukiwania można zaczynać od początku. W ten sposób mija życie i okazuje się, że tego „czegoś” nie udało się znaleźć.
W tył zwrot!
Paradoks polega na tym, że króliczka, którego gonimy, cały czas mamy przy sobie. To w nas od zawsze istnieje uświadomiony lub nie potencjał do tego, aby czuć się szczęśliwymi. Czuć się dobrze z tym, co jest aktualnie dostępne. Czuć się dobrze samymi ze sobą. Rozwijać się na miarę swoich możliwości, cieszyć się z tego, co już udało się osiągnąć, i doceniać najzwyklejsze z codziennych rzeczy oraz czynności. Odkrycie tego możliwe jedynie wówczas, kiedy zmieni się kierunek, w którym szukamy, i zmieni się zasada – zamiast „więcej”, zacznie obowiązywać reguła „mniej”. Czyli mniej pracy, mniej stresu, mniej kredytów, mniej obowiązków, mniej zdarzeń w ciągu dnia, mniej pośpiechu. Zamiast pytania „Czego jeszcze potrzebuję?”, pytanie „Z czego jeszcze mogę zrezygnować?”. Mamy szansę dostrzec siebie samych, kiedy zrzucimy przynajmniej część tego, co nie nasze – co wzięliśmy na swoje barki w wyniku presji i nacisków rodziny, społeczeństwa, reklamy, pracodawców.
Nie jest to żadna wiedza tajemna. Jednak trudno ją nazwać powszechną czy obowiązującą. Gdyby nagle wszyscy ludzie zrozumieli, że szczęście i spełnienie mogą znaleźć jedynie w sobie, a nie w kolejno kupowanych dobrach, co stałoby się z naszą konsumpcyjną cywilizacją? Lepiej sobie tego nie wyobrażać. Nic natomiast nie stoi na przeszkodzie, aby stosować ją na własny, indywidualny, w pełni partykularny użytek.
Główna myśl jest taka, że ten sam paradoks determinuje kierunek, na jakim opiera się „praca” w ramach psychoterapii. Psychoterapia to nie szukanie i aplikacja zbioru nowych metod i sprytnych sposobów, jak radzić sobie w życiu czy dziedzinach, w których zazwyczaj gorzej sobie radzimy. To nie nauka, ani stosowanie wiedzy, którą posiedli inni, np. psychoterapeuci. Psychoterapia to nic więcej jak zgoda na przyjęcie szansy, aby poznać swoje zasoby i zacząć je wykorzystywać. To możliwość odrzucenia tego, co nie jest nasze – co dostaliśmy w spadku, co w wyniku manipulacji lub nieświadomego działania wzięliśmy na swoje barki. Czyli zupełnie tak jak poprzednio – nie szukamy nowego, a odrzucamy to, co nie nasze i zbędne.
Autorka: Natalia Żuk
Członek naszego zespołu w latach 2011-2016
nataliazuk.pl
Warte polecenia pozycje książkowe
Eichelberger, W. (2015). Pomóż sobie, daj światu odetchnąć. Warszawa: Wydawnictwo Drzewo Babel.
Eichelberger W. , Moneta-Malewska, M. (2017). Być tutaj. Warszawa: Wydawnictwo Drzewo Babel.